
Gdybyśmy mogli podróżować w czasie i spędzić sześć miesięcy w starożytnych Atenach, tę właśnie różnicę percepcji ^uznalibyśmy za główną barierę między nami a Ateńczyka- mi. Żadne spotkania nie rozpoczynałyby się co do minuty, być może nawet co do pół godziny, nie byłoby też sposobów, by się dokładnie dowiedzieć, kiedy zacznie się kolacja, na którą nas zaproszono. Dla współczesnego człowieka byłoby to w najwyższym stopniu dezorganizujące. Tyrania rozkładu czasu tak nam juz weszła w krew, że jej brak wywoływałby tylko niepokój. Miarą czasu było dla starożytnych subiektywne odczucie. Godziny, które rzymski poeta spędzał ze swą kochanką, zdawały mu się minutami, minuty zaś, które Horacy spędzał z nudziarzem, wlokły mu się bez końca.